Ognisko nad Sołą z Bożeną: parasol, podwawelska i rozmowy do 22:00

 Dziś uciekłem z pracy szybciej niż zwykle. W planie były tylko najprostsze rzeczy: kiełbaska, ogień i nowe znajomości. To był mój pierwszy dzień z Bożeną – znałem o niej tylko opowieści od Andrzeja (pracują razem), ale już po pierwszych minutach czułem, że „kliknie”. Po drodze wpadliśmy do Aldiego i, klasyka gatunku, wybraliśmy podwawelską. Bułki, ketchup, białe półwytrawne, parę piw – i jazda nad Sołę.

Nocne ognisko na kamienistym brzegu rzeki; dwoje znajomych siedzi przy ogniu, obok rower i parasol, w tle pochmurne niebo.
Soła, płomień i rozmowy

Pogoda straszyła. Kropiło, ale potem niebo się rozszczelniło i ogień złapał – ten sam, co robi ludziom w oczach ciepłe iskry. Rozmowa poszła w kino, książki, muzykę, sztukę. Zaskoczyło mnie, ile mamy wspólnego z Bożeną – lubimy podobne rzeczy, śmiejemy się z tych samych głupotek.

Kiełbaski w bułkach wyszły jak uczciwe hot-dogi – nie „parówy”, tylko konkret. Śmialiśmy się, że to bieda-wersja, ale przecież to właśnie jest sedno takich wieczorów: mniej „fancy”, więcej bycia razem. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć i krótkich filmików. Do domu wracaliśmy późno, ogień zduszony wodą, śmieci zabrane. I to zdanie, które lubię: dobry dzień. A nawet bardzo dobry – siedzieliśmy do 22:00, a jutro sobota, więc bez budzika.


Zobacz też na blogu

Komentarze

Popularne posty