Zakochany w Sole. Spacer w Kętach i widok na Kiczerę
No i stało się. Złapałem bakcyla – takiego zupełnie niegroźnego, ale całkowicie uzależniającego. To bakcyl Soły. Nie wiem, kiedy to się dokładnie zaczęło, ale coraz częściej łapię się na tym, że ciągnie mnie właśnie tutaj. W te dzikie, lekko zapomniane, czasem mokre od rosy okolice rzeki, która potrafi być zarówno cicha, jak i nieprzewidywalna.
Dolina Soły w Kętach. Cisza, spokój i Kiczera na horyzoncie. |
Dziś wybraliśmy się nad dolny odcinek Soły w Kętach. Niby nic nadzwyczajnego – parę zakrętów rzeki, otwarte przestrzenie, równo ułożone otoczaki przy brzegu – a jednak to miejsce ma w sobie coś. Może to ta otwarta perspektywa. Może światło, które przy zachodzie słońca odbija się w wodzie jak lustro. A może po prostu ta błoga cisza, jakiej w mieście już się nie doświadcza.
Co ciekawe, Soła w tej okolicy jest już połączona z systemem zapór i zbiorników retencyjnych, ale ten fragment wciąż wygląda na nieuregulowany. I całe szczęście. Woda płynie swobodnie, brzegi są nierówne, pełne zakoli, meandrów i naturalnych odsypisk. To prawdziwy raj dla tych, którzy cenią dzikość i nieprzewidywalność natury.
To miejsce znowu przypomniało mi, że nie trzeba jechać daleko, żeby odetchnąć. Że wystarczy zejść z asfaltu, zdjąć buty i dać się ponieść chwili. I że czasem najlepsze plany to te, których... nie ma.
Komentarze
Prześlij komentarz