Czasem trzeba podświadomość podstępem podejść

Byłem dziś u fryzjera. To może brzmieć banalnie, ale w rzeczywistości była to decyzja podjęta na przekór… samemu sobie. W ogóle ostatnio wiele rzeczy robię wbrew sobie. Czuję, że zbliża się spadek mocy – taki moment, gdy czuję, że wszystko we mnie powoli gaśnie. Jakbym widział sinusoidę swojego nastroju, która z każdym dniem ciśnie w dół z coraz większym impetem.

Mężczyzna w pozycji kucającej, ukrywający twarz w dłoniach, w tle graffiti przedstawiające duże oczy, tworzące melancholijny nastrój.
Czasem trzeba podejść swoją podświadomość podstępem… i walczyć z tym, co w nas.

Znam to aż za dobrze. Ten brak motywacji, niechęć do spotkań z ludźmi, poczucie, że nic nie ma sensu. To jak ciemna chmura, która zaczyna się pojawiać na horyzoncie, zanim jeszcze nadejdzie burza. Mogę przewidzieć, że nadejdzie z co najmniej dwutygodniowym wyprzedzeniem. A wtedy staram się nadrobić wszystkie sprawy, spotkać ze znajomymi, sprzątnąć mieszkanie – bo wiem, że kiedy już spadek nadejdzie, nie będę miał na to ani siły, ani ochoty.

Zawsze staram się być gotowy…

Wiem, może to brzmi głupio, ale staram się przygotować na ten nadchodzący spadek mocy. Jakbym tworzył plan awaryjny na czas, kiedy będzie ciężej. Sprzątam mieszkanie, żeby nie było mi potem jeszcze gorzej, gdy zobaczę bałagan, robię zakupy na zapas, żeby nie musieć wychodzić z domu, gdy nie będę chciał nikogo spotkać.

Lubię też robić rzeczy wbrew sobie – zmuszam się do odwiedzania znajomych, spotkań, wyjść. Z jednej strony to trudne, bo walczę z samym sobą, z drugiej – czuję się dumny, że udało mi się pokonać własne lęki, humory, przyzwyczajenia. Bo wiem, że potem bywa lepiej. Tylko ta nutka niepewności, która gdzieś zawsze pozostaje...

Pokonać swoje lęki

Takie działania „na przekór sobie” dają mi pewność, że mam kontrolę, choć trochę, nad tym, co się dzieje. Gdy wychodzę z domu, choć wcale nie mam na to ochoty, gdy decyduję się na małe rzeczy, takie jak wizyta u fryzjera, które wydają się nic nieznaczące, to czuję, że robię coś dla siebie. Każde takie małe zwycięstwo daje mi siłę na kolejne dni. Łatwiej wtedy znieść te trudne momenty, łatwiej przejść przez czas, kiedy czuję, że wszystko mnie przytłacza.

„Potem bywa tylko lepiej…”

Ale zawsze jest ta niepewność – czy naprawdę będzie lepiej? Czy może tym razem ta chmura, która zbliża się na horyzoncie, nie rozejdzie się tak szybko? Modlę się, by niepewność nie wypłynęła na wierzch. I jak dotąd – nie wypływa. Jest lepiej.

To, co mnie trzyma, to ta myśl, że każdy spadek mocy jest tylko częścią cyklu. Że po każdej burzy w końcu wychodzi słońce. Czasem trzeba podejść swoją podświadomość podstępem – robić rzeczy, których normalnie by się nie zrobiło, zmuszać się do aktywności, które wydają się nie do przejścia. I cieszyć się z każdego małego kroku, z każdej decyzji, która idzie wbrew temu, co podpowiada głowa.

Dzielę się tym, bo wiem, że każdy ma swoje spadki mocy

Może jest ktoś, kto też to przechodzi, kto czuje, że wszystko go przytłacza. Chciałem Wam powiedzieć – wiem, jak to jest. Wiem, jak trudno jest zmusić się do najprostszych rzeczy. Ale wiem też, że warto. Bo potem bywa lepiej, nawet jeśli trzeba trochę pomóc losowi i podejść siebie podstępem.

Komentarze

Popularne posty