Przebudzenie Feniksa
W środę pojechałem do Patryka. To miał być zwykły dzień, ale stał się dniem, który na zawsze zostanie w mojej pamięci. Przeżyliśmy obaj chwile grozy, a to za sprawą ataku padaczki, jaki dostałem u niego w domu.
Patryk postanowił zrobić coś do jedzenia, więc poszliśmy razem do kuchni. W pewnej chwili, gdy on w dobrej wierze przygotowywał dla mnie posiłek, ja stojąc zacząłem tracić kontakt i świadomość. Cały opanowany, bo pamiętałem, że dwa lata temu miałem podobne objawy przed takim samym atakiem epilepsji, co skończyło się poważną operacją usunięcia naczyniaka na mózgu - bo on był tego przyczyną. Prościej mówiąc, to naczyniak wywołał wtedy atak.
Więc wracam do początku. Czułem, że coś się dzieje niedobrego, zacząłem sypać qrwami, chwyciłem się Patryka i powiedziałem do niego, aby dzwonił po pomoc. Potem to już czarna dziura w pamięci i szpryca relanium w tyłek po przybyciu pogotowia ratunkowego. Po odzyskaniu całkowitej świadomości Patryk odwiózł mnie do domu, a z domu pojechałem prosto do Oświęcimskiego szpitala na neurologię. Tomograf, EEG, badanie krwi, cukru, badanie przepływowe.
Atak epilepsji był spowodowany zabliźnieniem pooperacyjnym sprzed dwóch lat. Podobno mogło to nastąpić po dwóch, dziesięciu, a może po 20 latach. Równie dobrze mogło to nie nastąpić nigdy, ale jednak stało się w tą środę
Dziś jestem już w domu, czuję się wyśmienicie – to chyba za sprawą tabletek, które będę musiał łykać przez następne dwa lata, aby nie doszło już do takiego ataku, a już na pewno nie takiego mocnego. A
Było minęło, dobrze, że się wszystko dobrze skończyło.
PS
Jeśli notka jest pogmatwana, to proszę wybaczyć, ale to chyba za sprawą tych tabletek.
Komentarze
Prześlij komentarz