Krakowski wieczór z ogniem i... igłami. Wizyta u Helenki
Dziś zrobiliśmy sobie małą wycieczkę do Krakowa — miasta, które niezmiennie potrafi mnie oczarować. Tym razem celem była wizyta u naszej koleżanki Magdy, którą w naszym gronie nazywamy Helenką. To zresztą jedna z tych osób, które zawsze zaskakują czymś niesztampowym. I tak było też tym razem.
Helenka zaprosiła nas na pokaz tańca z ogniem, który miał się odbyć wieczorem na Rynku Głównym. Ale zanim słońce zaszło, wydarzyło się coś, czego totalnie się nie spodziewałem…
Ogień, architektura i magia krakowskiego wieczoru. |
Przed ogniem – igły. Chińska medycyna w praktyce
Zanim ruszyliśmy na miasto, wylądowaliśmy u Helenki w mieszkaniu. W jej domowym gabinecie zapanowała atmosfera trochę jak z filmu — cisza, zapach ziół, miękkie światło… a na środku pokoju Andrzej leżący z zamkniętymi oczami i... powbijanymi w ciało igłami!
Brzmi dramatycznie? A to tylko sesja akupunktury! Helenka niedawno wróciła z Chin, gdzie przebywała na praktykach z medycyny chińskiej w jednym z tamtejszych szpitali, i chciała poćwiczyć na ochotniku. Andrzej miał jakiś uciążliwy ból w nadgarstku i postanowił zaufać metodzie, która ma kilka tysięcy lat tradycji.
Ciekawostka: Akupunktura wywodzi się z Chin i jej historia sięga nawet 3000 lat wstecz. Według medycyny chińskiej w ciele człowieka przepływa energia życiowa „qi”, a igły pomagają przywrócić jej prawidłowy przepływ. Dziś jest to metoda uznana przez WHO i stosowana także w krajach zachodnich!
Helenka działała z precyzją godną chirurga, tłumacząc każdy ruch. Ja – obserwator – trochę śmiałem się z wyglądu Andrzeja („jak jeż z sesji relaksacyjnej”), ale z pełnym szacunkiem do jej wiedzy i pasji.
Kraków nocą – taniec z ogniem pod Sukiennicami
Gdy słońce zaczęło zachodzić, wyszliśmy na Rynek Główny. Ten widok zawsze mnie onieśmiela — majestatyczne Sukiennice, Kościół Mariacki, gwar ludzi, a do tego ten wieczorny klimat, gdy światła latarni odbijają się w brukowanej nawierzchni. Magia.
Pokaz tańca z ogniem zaczął się nagle, bez wielkiego wstępu. Dwóch performerów z poi (czyli łańcuchami zakończonymi ogniem) zaczęło kreślić płomieniami w powietrzu niesamowite wzory. Ruchy były precyzyjne, zsynchronizowane z muzyką, a płomienie wirowały wokół nich niczym świetlne węże. W pewnym momencie zrobiło się naprawdę gorąco – dosłownie!
Taniec z ogniem – precyzja i pasja w jednym. |
Krakowski Rynek nabiera ognistego charakteru. |
Ciekawostka: Taniec z ogniem, znany jako fire show, ma korzenie w kulturach polinezyjskich, szczególnie na wyspach Samoa i Nowej Zelandii. Tam też powstała sztuka poi, która dziś jest elementem widowisk ulicznych na całym świecie. To nie tylko rozrywka – to pełnoprawna sztuka performatywna.
Publika była zahipnotyzowana. Nikt się nie ruszał, tylko chłonął ten spektakl światła, cienia i ognia. Dla mnie to był taki krótki moment oderwania się od rzeczywistości – czysta magia.
Kraków – miasto nie do znudzenia
Za każdym razem, gdy wracam do Krakowa, czuję, że to jedno z tych miejsc, które nigdy się nie nudzą. Z pozoru wszystko takie samo – Rynek, gołębie, turyści – ale wystarczy, że trafisz na coś nietypowego, jak dzisiejszy fire show, i znowu zakochujesz się w tym mieście.
Wracaliśmy do domu późno, zmęczeni, ale totalnie naładowani energią. Z igłami w tle, płomieniami w oczach – dzień idealny.
Komentarze
Prześlij komentarz