Miał być miód z mlecza
No właśnie...
Wczoraj wybraliśmy się na pobliskie łąki – bo to już był ostatni moment, aby zebrać kwiaty mniszka na miód i nalewkę. Plan był prosty: wracamy z pełnymi koszykami żółtych kwiatów, a potem w domowym zaciszu przygotowujemy słodki miód i aromatyczną nalewkę, która umili nam jesienne wieczory. Ale życie, jak to życie, ma swoje plany – a te zwykle rozmijają się z naszymi.
Dmuchawce zamiast kwiatów
Na miejscu zamiast soczystożółtych kwiatów mniszka czekały na nas... dmuchawce. Wiecie, te piękne, ale niekoniecznie przydatne w kuchni, białe kule, które rozwiewają się na wietrze przy najmniejszym podmuchu. Trochę nostalgiczne, trochę symboliczne, bo to przecież znak, że czas na zbiory minął, a przyroda płynnie przeszła do kolejnego etapu swojego cyklu.
Dlaczego tak się stało?
Oczywiście pierwsza myśl – pogoda! Wiosna w tym roku była kapryśna. Raz słońce, raz deszcz. Ani to prawdziwe ciepło, ani stabilne warunki, które pozwoliłyby mniszkom rozkwitnąć na dłużej. Ale nie zwalajmy wszystkiego na pogodę... Muszę się przyznać, że moje lenistwo też miało w tym swój udział. Zawsze jest coś ważniejszego – a to codzienne obowiązki, a to prokrastynacja w czystej postaci. I oto mamy efekt – z planów nici.
Nie ma tego złego...
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, jak mawia stare przysłowie. Chociaż wróciliśmy z pustymi koszykami, dzień spędzony na łonie natury był tego wart. Widok kwitnących pól rzepaku – te rozległe, złociste połacie – to coś, co na długo pozostaje w pamięci. Do tego plantacja wierzby energetycznej – miejsce, które zaskoczyło nas swoją uporządkowaną surowością, a jednocześnie harmonią z otoczeniem. Tego dnia było też coś więcej niż tylko krajobrazy – to chwila wytchnienia od codziennego pędu, czas na spacer po lesie, chwilę zadumy i oddech świeżym, wiosennym powietrzem. Czasem warto po prostu się zatrzymać, nawet jeśli pierwotny plan nie wypalił.
Co dalej?
Choć w tym roku miodu z mniszka nie będzie, nie rezygnuję z tworzenia domowych przetworów. Mam zamiar wypróbować inne receptury, może jakieś syropy, nalewki albo suszone zioła? W końcu lato dopiero się zaczyna i przyroda jeszcze wiele nam oferuje. Kto wie, może następnym razem uda się zebrać coś wyjątkowego, czego jeszcze nie próbowałam? Na pewno podzielę się z Wami przepisami i relacją z kolejnych zbiorów.
P.S. Wizualne sprawozdanie z naszej wyprawy pojawi się w kolejnym wpisie. Mam nadzieję, że udało mi się uchwycić to, co słowa czasem nie są w stanie oddać.
Komentarze
Prześlij komentarz